Forum dostępne tylko do odczytu. Dziękujemy wszystkim, którzy kiedykolwiek brali udział w życiu forum!

Wiedźmin: Gra Wyobraźni - "Kontynuacja" - opowiadanie w świecie sagi o Wiedźminie
27-07-2010, 13:27, (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27-07-2010, 13:34 przez Czajnik.)
#46
RE: Wiedźmin: Gra Wyobraźni - "Kontynuacja" - opowiadanie w świecie sagi o Wiedźminie
Powoli otworzył oczy. Niebo nad nim miało jasny, błękitny kolor. Słońce powoli wznosiło się na nieboskłonie i cholernie piekło w oczy. Nieludzkim wysiłkiem zdołał się podnieść i w następnej chwili znów wylądował na plecach, łapiąc się za głowę i próbując bezskutecznie uśmierzyć pulsujący ból. Obrócił się na bok i spojrzał przed siebie...po czym zamarł. Nie dalej jak trzy metry od niego leżała ogromna, włochata kula futra.
- Ożesz Ty...***....niedźwiedź.... - wydusił ostatkiem sił i próbował się zerwać do ucieczki. Skutkiem tego było kolejne bolesne spotkanie z ziemią.
- Jaki, ***, niedźwiedź? - dobyło się spod sterty kłaków. - Czajnik, do cholery, ocknij się!
"Niedźwiedź" poruszył się i okazał się nim być dobrze rycerzowi znany mag. Gorzałt doczołgał się do leżącego na ziemi druha i podał mu małą fiolkę z dziwną cieczą w środku. Czajnik pochłonął zawartość butelki jednym tchem i po kilku chwilach podniósł się z ziemi. Zawartością fiolki okazały się być Żonine Łzy, które Gorzałt zawsze nosił ze sobą.
- Dzięki Melitele, że miałeś to ze sobą, kiepsko ze mną było. - stwierdził rycerz. - Co, do czorta, było w tej butelce, którą wczoraj obaliliśmy?!
- Bladego pojęcia nie mam, ale pierdolnęło nami ostro. Obudziłem się kilka chwil temu i zdążyłem już mniej więcej rozeznać się w sytuacji. W obecnej chwili znajdujemy się w lesie u podnóża Gór Smoczych.
Czajnik lekko zbladł, słysząc te słowa.
- Gdzie nasze konie?
- Mój na miejscu, nie wiem jak Twój, nie sprawdz....aaaa, chodzi Ci o KONIE. Nie mam bladego pojęcia, chyba przez przypadek teleportowałem nas tutaj z karczmy.
- No to pięknie. Musiałeś taki najebany wpadać do tej karczmy? Co Ty w ogóle tam robiłeś?
- Znalazłem tę starą butelkę i stwierdziłem, że koniecznie musisz spróbować. Popatrz, mam ją jeszcze - mag wzniósł do góry w geście triumfu pustą butelkę po alkoholu z dziwnym napisem, prawdopodobnie w języku elfów. - Może komuś uda się to rozszyfrować, zachowam ją. Ty lepiej powiedz, co robiłeś chlejąc piwo, sam w karczmie.
Czajnik szybko streścił Gorzałtowi to, co się z nim teraz działo, jego podróż z karawaną do Tretogoru, spotkanie Roda i Aeris, późniejszą wizytę Omena i ich odjazd do Temerii.
- A więc to tak. - zamyślił się mag. - Cóż, nie pozostaje nam nic innego, jak znaleźć jakąś wioskę, kupić parę koni...
- Za co? - wtrącił Czajnik.
- Nie przerywaj. - kontynuował Gorzałt. - ...kupić parę koni i ruszać czym prędzej do Pont Vanis.
- Nawet nie wiesz, gdzie jesteśmy. Góry Smocze rozciągają się od Przełęczy Elskerdeg aż po wybrzeże Wielkiego Morza.
- Spokojnie, spokojnie, coś się wymyśli. Słuchaj, gdzie jest teraz Lily?
- Zapewne właśnie w Pont Vanis, czekając na mnie, podczas gdy ja szlajam się z najebanym magiem na krańcu świata.
- Hej! - obruszył się Gorzałt. - Już jestem trzeźwy. W każdym razie zmierzam do tego, że możemy się tam dostać w sekundę. Powiedz, masz coś, co dała Ci Lily?
- Jasne - odpowiedział rycerz i ściągnął z ręki złoty pierścień z napisem Dol Feainnenna i podał go magowi.
- Szykuj się, Czajnik - zaraz będziemy na miejscu. - rzekł dumnie mag, po czym wyciągnął rękę z pierścieniem przed siebie, a drugą uczynił w powietrzu kilka gestów. - Trzymaj się!
Powietrze wokół zgęstniało, świat zawirował, Czajnik poczuł swąd spalenizny i gorąco. W oczy uderzył go podmuch wiatru i piach. Rozglądnęli się wokół siebie i z przerażeniem stwierdzili, że ze wszystkich stron otacza ich morze piasku.
- O ***! - krzyknął Gorzałt, po czym spoglądnął na pierścień. - Dol Feainnenna, Dolina Słońca.
- Jesteśmy na Korath? - Czajnik zbladł. - Nigdy już nie zobaczę Lily...
- Uspokój się, tutaj pierścień musiał mieć pierwszego właściciela. Teraz powinniśmy dostać się do Lily, o ile była ona jego drugą właścicielką.
- Ewentualnie wylądujemy w lochach Nilfgaardu, w krypcie pełnej alpów, bądź, przy odrobinie szczęścia, w środku obozu Scoia'tael.
Gorzałt nie zwrócił uwagi na sarkazmy Czajnika i znów rzucił zaklęcie teleportacji. Upadli na piach, którego spora część dostała im się do oczu i ust.
- ***, ***, ***, mówiłem! Umrzemy tu! - krzyknął rycerz. - Nie trzeba było pić tego gówna...
- Zamknij się i obróć za siebie - stwierdził spokojnie mag, pomagając rycerzowi wstać. Eryk przetarł oczy, którym w oddali ukazały się błyszczące wieże letniej stolicy Koviru, Pont Vanis.
[Obrazek: Czajnik_69.png]

Czajnik, Gorzałt & Kaleson = Metal Menel's Team[Obrazek: indicatorau7gu4bk6.gif]
28-07-2010, 13:37,
#47
RE: Wiedźmin: Gra Wyobraźni - "Kontynuacja" - opowiadanie w świecie sagi o Wiedźminie
Ich oczom pokazało się wzniesienie z rezydencją Omena. Widząc to morderca odetchnął z ulgą . Przyspieszyli. Rod chyba trochę zdziwił się rozmiarem tej posiadłości. Faktycznie, do najmniejszych nie należała. Ale w porównaniu do magnackich domów daleko jej było. Wjechali przez bramę i skierowali się w stronę stajni. Tam zostawili konie i Omen gestem zaprosił ich w stronę części mieszkalnej. Weszli przez drzwi.
Omen: Rozgośćcie się. Ja pójdę poszukam Tary.
Poleciał szybko na górę. Znalazł dziewczynę bawiącą się z Eli.
Omen: Wróciłem z Rodem i zielarką.
Tara: Jaką zielarką?
Omen: Zaraz ją poznasz. Daj Eli.
Wziął małą na ręce i wszyscy razem zeszli po schodach. Rod siedział na kanapie, a naprzeciwko niego w fotelu Aeris.
Omen: Aeris to Tara, Tara to Aeris. Roda znasz, mimo, że już długo go nie widzieliśmy.
Rod: Całkiem ładnie tu. Musiałeś mieć kupę zleceń.
Omen: Nie narzekałem na robotę.
Rod: Widać.
Omen: Dobrze, jesteście głodni? Kochanie ugotujesz nam placki?
Tara: A mam inne wyjście, jeśli ty ostatnio spaliłeś dwa garnki?
Odwróciła się, wzięła małą i poszły w stronę kuchni.
Omen: Teraz możemy pogadać.
28-07-2010, 14:34, (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28-07-2010, 14:35 przez Gorzałt.)
#48
RE: Wiedźmin: Gra Wyobraźni - "Kontynuacja" - opowiadanie w świecie sagi o Wiedźminie
Gorzałt spojrzał na mury miasta.
- Hm, przez port się nie dostaniemy bo w ten sposób możemy sobie kłopotów narobić
Czajnik: A Lily nie powinna być tuż obok nas? Przecież teleportowaleś nas do niej.
- Teleporty nie zawsze są dokładne, szczególnie na taką odleglość. W zasadzie to dobrze, bo było kilka przypadków kiedy ktoś się przeteleportował idealnie w miejsce osoby którą chciał odwiedzić. Zmaterializował się w środku. W środku tej osoby znaczy się. Podobno cały dzień zajmowało wydobywanie go z wnętrza tamtego drugiego.
Czajnik postanowił to przemilczeć. Obaj przeszli już kawałek i znaleźli się blisko bramy. Stało przy niej dwóch strażników.
Strażnik: Kto Wy?
- Spokojnie, nie mamy zamiaru spalić miasta
Strażnik: Tak właśnie mówiłby każdy kto chciałby spalić miasto
- No dobrze, chcemy spalić miasto
Strażnik: Ha! Wiedziałem ! Do lochu z wami.
Drugi strażnik walnął się otwartą dłonią w czoło, westchnął po czym rzekł.
Strażnik 2: Wchodźcie, jest nowy
Strażnik 1: CO?!
Strażnik 2: Kwestionujesz moje rozkazy?
Strażnik 1: ... n-nie panie sierżancie.
Bramy stanęły przed nimi otworem. Przywitał ich gwar głównej ulicy. Mnóstwo targów, sklepów. Starali się unikać kupców. Od czasu do czasu słyszeli różnie kłótnie
Kupiec: Ta ryba śmierdzi!
Sprzedawca: Wcale nie!
Kupiec: Ta ryba śmierdzi!
Sprzedawca: Wcale nie!
Postanowili nie mieszać się w powstającą bójkę. Przyspieszyli kroku jednak po jakimś czasie Gorzałt zatrzymał się i wpatrywał się w szyld sklepu. Czajnik dopiero po chwili zorientował się że jego towarzysz gdzieś zniknął. Podszedł i spojrzał na niego.
- Co jest?
Podążył za jego wzrokiem. Szyld głosił "Alkohole całego kontynentu. Od Nilfdgaardu aż po Góry Smocze. Od Wielkiego Morza aż po Góry Sine."
Czajnik teraz wraz z Gorzałtem wpatrywali się w szyld z minami mówiącymi "Chciałbym tu umrzeć." lub " Cel mojego życia został właśnie osiągnięty." Jednak z tyłu natychmiast przywrócił ich do równowagi donośny kobiecy głos
Lily: Ani mi się ważcie!
Powoli obrócili się z trwogą.
Lily: Gdzie do cholery się szlajaliście razem?
[Obrazek: FANMADE_Adorable_Fluttershy.gif]
28-07-2010, 21:27,
#49
RE: Wiedźmin: Gra Wyobraźni - "Kontynuacja" - opowiadanie w świecie sagi o Wiedźminie
Srebrny księżyc rozjaśniał gwieździstą noc. Niewysoki, łysy, muskularny mężczyzna siedział przy ognisku i trącał żarzące się węgielki patykiem. W pewnym momencie usłyszał tupot, odwrócił się za siebie i zauważył jak w jego stronę biegnie jakaś postać. Mało go obchodziło, kto to był, więc odwrócił się do ogniska i wpatrywał się w nie. Po chwili przed nim stanął wysoki, chudy mężczyzna, nie wyglądający na siłacza.
- Czego Alvaro? – Powiedział niskim głosem, od którego powietrze lekko wibrowało.
- Huh... w tej karawanie... spotkałem Cyvilla. – Wycedził zadyszany.
- Hmmm... i co ci ciekawego powiedział? – Rzucił bez zainteresowania.
- Powiedział, że karawany pilnuje wiedźmin. – Złapał oddech i usiadł na ziemi.
- To może być ciekawie.
- Cyvill mówił żebyśmy się nie porywali z motyką na słońce.
- Co on może o tym wiedzieć.
- Może i to całkiem sporo, przecież zabił wiedźmina.
- Ta! Gdyby ten ch*j mnie nie wykiwał to ja bym go zabił!
- Ale zrobił to on i to tylko przez podstęp.
- Nie, nie odwołam ataku tylko dlatego, że jest tam jeden parszywy wiedźmin i elfi zawadiaka.
- No dobrze, ale nie licz, że pomogę ci w walce.
- Wcale na to nie liczyłem, ale jesteś bardzo dobrym posłańcem. – Mięśniak uśmiechnął się głupio, wstał i poszedł w stronę, z której biła łuna pomarańczowego światła. Alvaro poszedł za nim. Po jakimś czasie obaj dotarli do obozowiska, nie było ono wielkie, ale wystarczyło, by pomieścić trzy tuziny ludzi. Na jego środku stał bal z dzwonem. Reginald zabił w dzwon. Wszyscy ludzie zaczęli wychodzić z namiotów, większość z nich nie była zadowolona z przerwania im drzemki. Stanęli wokół herszta i czekali.
- Jutro czeka nas ciężki bój... – W tym momencie Reginald przestał mówić, jednym z powodów tego faktu mogła być strzała wystająca z jego pierśi. Nagle grad strzał spadł na wszystkich rozbójników. Alvaro widząc co się dzieje czmychnął szybko w najbliższy zagajnik, ale i jego nie ominęła strzała. Już po chwili wszyscy oprócz Reginalda i Alvara leżeli martwi. Przed dwóch ludzi wyszedł elf z mieczem, który nosił na plecach. Wyciągnął go szybko i tnąc w szyję zabił przywódcę bandy. Krew trysnęła na niego, ale nie przejął się tym.
- Ty. – Wskazał na Alvaro. – Masz zanieść wiadomość karawanie, że elfy wybiły ludzi Reginalda oraz, że tylko ty przeżyłeś napad, reszta powinna poukładać ci się w tej twojej łepetynie. A teraz biegnij dh’oine! – Alvaro pobiegł.
***Nazajutrz wczesnym rankiem***
Karawana budziła się do życia. Wszyscy krzątali się po jaskini i zbierali swoje manatki, bo już niedługo mieli ruszyć w drogę. Cyvill postanowił zrobić zwiad, więc wyprowadził swego konia na zewnątrz. Od razu poczuł lekki chłód, wiaterek muskający jego twarz powodował bardzo przyjemne uczucie lekkiego, delikatnego, kobiecego dotyku.
- Dokąd się wybierasz? – Usłyszał za swoimi plecami głos Geralfa.
- Na zwiady. – Odpowiedział nie odwracając się.
- W takim razie ja też pojadę na te twoje zwiady, może nawet Malbert się zgodzi.
- Malbert... ten drugi wiedźmin... elf będzie podróżował z nami. – Stwierdził zimno. – Więc dobrze, poczekam na was. – Jak powiedział, tak się stało i już wkrótce wszyscy trzej jechali stępem prze lekko zalesione tereny. Było strasznie cicho.
- Witam wiedźminie, mam na imię Cyv...
- Ćśśśś... – Przerwał mu Malbert. - Geralf też to słyszysz?
- Ktoś tu idzie, ukryjmy się w tamtych krzakach. – Ukryli się najstaranniej jak mogli. Geralf jako pierwszy zobaczył przyczynę tej „zabawy w chowanego”. Był to Alvaro, który ledwie powłóczył nogami, z jego ramienia wystawała strzała. Elf zerwał się i pomimo prób powstrzymania go, podbiegł do rannego człowieka i pomógł mu się położyć. Wiedźmini wyszli z krzaków i przyglądali się sytuacji.
- Alvaro, co ci się stało?
- E... elfy zaaa... zaatakowały obóz, tyyy... tylko ja przeżyłem. Ch... chcą zaa.. zaatako. – Alvaro skonał. Cyvill zamknął mu oczy.
- Szybko musimy wracać do jaskini! – Łowca nagród podbiegł do swojego konia i wskoczył na niego i pogalopował do miejsca postoju karawany. Geralf i Malbert rządni wyjaśnień, których nie moli teraz otrzymać, popędzili za nim. Gdy przybyli na miejsce sytuacja wyglądała nieciekawie. Napastnicy zdołali wedrzeć się do środka, a część straży leżała martwa przy wejściu.
- Nie ma na co czekać, musimy stawić im czoła. – Powiedział Geralf, po czym zeskoczył z konia i wyciągnął miecz.
- Racja. – Dodał Malbert, idąc w ślady Geralfa. Zaś Cyvill bez słowa zszedł spokojnie na ziemię, powoli wyciągnął swoje miecze i bez słów ruszył powolnym krokiem do jaskini. Wszyscy trzej weszli prawie równocześnie. Ostatecznie stan rzeczy wewnątrz okazał się gorszy niż na zewnątrz. Wiele trupów, w tym o wiele więcej strażników. Garstka żyjących zebrała się w okrąg przy wozie czarodziejki, ale ich liczba ciągle malała. Wrogów było o wiele więcej. Po krótkich oględzinach drużyna ruszyła do walki. Wszyscy zaszli przeciwników z innej strony. Pierwszy w wir walki rzucił się Geralf, ciął mieczem poprzecznie, raniąc śmiertelnie, trzy elfy. Tego, który był przed nim kopnął co spowodowało efekt domina, zaś następnego zabił prostym cięciem wyprowadzonym z góry. Malbert wykonał cięcie poprzeczne trafiając w dwóch przeciwników, później widząc, że inny elf zamierza go uderzyć wykonał uskok do tyłu i szybkie pchnięcie prosto w serce. Cyvill wbiegł między wrogów trzymając miecze ostrzami równolegle do ramion, przystanął i przekręcając miecze do normalnej pozycji wykonał śmiertelny piruet. Kilku wrogów przeżyło ten atak, ale nie było w stanie wykonać kontrataku. Walka rozgorzała na dobre, dwaj wiedźmini i łowca nagród parli do przodu pozostawiając za sobą martwe ciała. W pewnym momencie Geralf zobaczył, że obrona wozu załamała się, a jeden elfów wyskoczył z niego razem z czarodziejką na rękach. Łowca potworów heroicznie próbował dogonić porywacza, ale kilku z elfów otoczyło go i skutecznie zatrzymywało, dopóki tamten nie zdążył uciec. Gdy porywacz wybiegł z jaskini rozbrzmiał odgłos rogu i wszyscy napastnicy rzucili się do odwrotu.
- Ku*wa! – Krzyknął Geralf rzuciwszy mieczem w ścianę. Malbert i Cyvill podeszli do do niego. Nikogo więcej nie było, wszyscy zginęli albo uciekli. Na szczęście wiedźmini nie ponieśli żadnych poważnych obrażeń, ale Cyvill miał głęboką ranę w łydce, więc usiadł na ziemi i wziął się za opatrywanie. Malbert zaś postanowił rozpalić ognisko. A Geralf podniósł swój miecz trzymając go w rękach usiadł.
- No panowie, co teraz zrobimy? - Spytał Cyvill, przerywająć na chwilę przemywanie rany.
29-07-2010, 12:38,
#50
RE: Wiedźmin: Gra Wyobraźni - "Kontynuacja" - opowiadanie w świecie sagi o Wiedźminie
- Witaj skarbie - z nutą przerażenia w głosie wymamrotał Czajnik.
- Lily, jak zawsze pięknie wyglądasz - dodał Gorzałt.
- Zamknąć się, obydwaj! Eryk, myślałam, że pojechałeś z karawaną.
- Bo tak było, kochanie, tyle że....
- Tyle że zamiast na koniu wracasz cały poszarpany i w piachu, na dodatek z Gorzałtem! A Ty magu, jak mi to wyjaśnisz?
- Byliśmy pijani...
- Oczywiście...
- Spokojnie, Lily - rycerz próbował uspokoić wampirzycę - Wciąż mam przy sobie list od kupca i zaraz wybiorę się do filii banku Vivaldich i odbiorę resztę zapłaty. Połowę mam tutaj - wskazał ręką na sporej wielkości mieszek przyczepiony do pasa. Obaj spojrzeli na Lily niewinnym wzrokiem i wreszcie wampirzyca opuściła ręce.
- Ech, co ja z Tobą mam. Ruszajcie do tego banku, ja wracam do domu. Spotkamy się na miejscu.
[Obrazek: Czajnik_69.png]

Czajnik, Gorzałt & Kaleson = Metal Menel's Team[Obrazek: indicatorau7gu4bk6.gif]
29-07-2010, 14:15,
#51
RE: Wiedźmin: Gra Wyobraźni - "Kontynuacja" - opowiadanie w świecie sagi o Wiedźminie
Aeris z obrzydzeniem patrzyła jak Tara robi placki, ale nic nie powiedziała gdyż bądź co bądź była w domu Omena. Od samego początku wiedziała ze gość ją nie za bardzo akceptuje. „Zapewne ma mnie za zahukaną dziewuszkę” myślała, co ją bardzo irytowało.
- Omen – zwróciła się do niego – wydaje mi się ze musimy w końcu wyjaśnić sobie co nieco
- A co niby? – spojrzał na nią odrobinę zdziwiony
- No przecież widzę że nie za bardzo odpowiada Ci moje towarzystwo
- Ojjj, pewnie źle wszystko interpretujesz – Rod starał się załagodzić sytuację, ale zielarka uciszyła go ręką
- Nie wtrącaj się – fuknęła, i znów zwróciła się do Omena – A więc? Co Ci nie odpowiada?
- Nic, po prostu nie wydaję mi się aby taka podróż była odpowiednia dla delikatnych dziewczynek z miasta – powiedział i wzruszył ramionami
- Ach tak – złość malowała jej się na twarzy – Myślisz że jestem rozpieszczoną grzeczną dziewczynka?? No nie znowu!!***!
– Dokładnie tak myślę – powiedział Omen
Rod przypomniał sobie jak wylała mu wiadro wody na głowę gdy ją tak nazwał i uśmiechnął się ale postanowił się nie wtrącać, miał nadzieje ze zrobi się zabawnie. Aeris rozwścieczona podeszła do Krystyny i wyjęła butelkę z przezroczystą cieczą i wypiła z gwinta duży łyk
- Czy grzeczne dziewczynki tak robią – zapytała i już wiedziała że robi głupotę ale duma nie pozwoliła jej się wycofać. Omen się roześmiał.
- Co to jest taki łyczek, tyle to moja babcia przed snem pije – Aeris zaślepiona złością nie zauważyła ze Omen ją podpuszcza, i zaczęła pić dalej bez przerwy. „Ale się wpakowałam pomyślała” ale nie miała zamiaru się wycofać.
29-07-2010, 16:26,
#52
RE: Wiedźmin: Gra Wyobraźni - "Kontynuacja" - opowiadanie w świecie sagi o Wiedźminie
Kilka godzin później Aeris leżała jak zabita na kanapie, a Omen nie mógł przestać się śmiać. Czuł, że zaraz pęknie, ale nie potrafił tego skończyć. Rod również miał całkiem dobry humor.
Omen: Podamy jej, hahahahehahaha, żonine, hahahaha, łzy?
Rod: Nie, niech zobaczy jak to jest fajnie.
Tara odłączyła się od ogólnej radochy i poszła bawić się z Elayne.
Omen: No dobra, spokój.
Powoli odetchnął.
Omen: O ***, gdzie ty ją znalazłeś Rod?
Rod: Przypadek.
Omen: Niech ci będzie. Chodź ci coś pokaże.
Wyszli z domu i Omen zaczął kierować się w stronę spalonego domu łucznika.
29-07-2010, 17:52,
#53
RE: Wiedźmin: Gra Wyobraźni - "Kontynuacja" - opowiadanie w świecie sagi o Wiedźminie
<Wiedźmin siedział zdenerwowany pod ścianą czekając na Cyvilla, by ten dokończył opatrywać ranę.>
Malbert: - Mogę się przydać. Jeden więcej zabijaka zawsze zwiększy szanse na odnalezienie tej czarodziejki.
- Wiesz że Cię nie zmuszam. Jeżeli masz inne plany to droga wolna.
Malbert: - Pomogłem ci po tej drace z Kainem, więc czemu miałbym cie teraz zostawić?
- Jesteś prawdziwym skurczysynem. Trudno. Mam u ciebie dług.
Malbert: - Haha. Zapłacisz za przewóz do Wysp Skelige, albo pojedziesz ze mną.
- Da się to zrobić. Cyvill! Skończyłeś!?
Cyvill: - Tak. możemy jechać.
- No to w drogę!
<Cała trójka wsiadła na konie i pojechali w kierunku w którym uciekły elfy. Na trakcie było widać ślady krwi. Świerzej. Któryś z elfów musiał dostać od któregoś z, teraz już martwych, najemników. Jechali w kierunku Mariboru. Nawet nie kluczyli lasami. Musieli się na prawdę śpieszyć. Wiedźmin nie wiedział czemu ktoś chciałby porwać czarodziejkę, która nigdy w życiu nie użyła żadnego czaru destrukcyjnego. W sumie, nie była ona dużo warta. Jej pracę mogłaby wykonać dobrze uzdolniona zielarka. Gdy grupa dojechała do Mariboru, zaczęli oni szukać jakichkolwiek poszlak. Geralf wiedział ze grupa elfy były w mieście, gdyż przed bramami siedziało dwóch martwych strażników. Na głównej ulicy stał jakiś samozwańczy prorok końca świata. Grupka podjechała do niego. Geralf był zbyt zdenerwowany, żeby rozmawiać z szaleńcem, a przekupywać go też mu się nie chciało. Cyvill cieszył się raczej zło sława w mieście, więc został z tylu. Malbert podjechał do proroka i zaczął rozmowę.>
30-07-2010, 17:18, (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14-08-2010, 22:58 przez Rod.)
#54
RE: Wiedźmin: Gra Wyobraźni - "Kontynuacja" - opowiadanie w świecie sagi o Wiedźminie
Rod odstawił talerz Aeris, na którym zostały jeszcze dwa nienaruszone placki.
- Dokończę je, jak wrócę. Pychota – rzekł do Tary, po czym przewiesił sobie miecz przez plecy i wyszedł na dwór, gdzie czekał na niego Omen.
Wiedźmin nie wziął niczego poza mieczem. Żadnych eliksirów, ani dodatkowego uzbrojenia. Nie wiedział, że później będzie tego bardzo żałował.
Dom Omena leżał na obrzeżach niewielkiej miejscowości. Droga zajęła im kwadrans, szli spacerowym krokiem. Gdy minęli bramę drewnianej palisady, Omen skręcił w boczną aleję. Rod szedł za nim i milczał. Po chwili wyszli na główną uliczkę, tuż przed chatą. A raczej tym, co z niej zostało. Szkielet domu przetrwał pożar. Strzechę i meble strawił ogień. Najemnik podszedł do czarnych od sadzy drzwi, obejrzał się wokół i kopnął je z całej siły. Drzwi ledwo trzymały się z zawiasach, samo drewno było już słabe. Wystarczyło byle pchnięcie, by je otworzyć. Omen o tym nie wiedział i stracił równowagę po wyważeniu drzwi.
- Trzeba było zapukać – rzucił Rod, pomagając przyjacielowi utrzymać równowagę.
Omen: - E tam!
Weszli do zniszczonego budynku. Wszędzie walały się drewno, popiół i nadtopione narzędzia.
- Po co tu przyszliśmy?
Omen: - Jak już mówiłem, ktoś zabił mojego łucznika…
- W naszych czasach zabójstwo nie jest niczym wyjątkowym.
Omen: - …ja spaliłem ciało. Wolałem by nikt nie próbował ruszać jego rzeczy.
- Wzniecanie pożarów już bardziej pasuje. Jeśli masz zamiar każdemu zmarłemu palić dom, nauczę Cię znaku Igni, będzie szybciej. Niech to, zapomniałem wspomnieć w testamencie o spaleniu Twierdzy…
Omen: - Żarty sobie stroisz?
- Oczywiście, że tak! Omen, tu nie ma nic do oglądania. Ktoś zabił Twojego znajomego, szkoda, ale to się zdarza. Może to zwykłe porachunki, albo kolejna afera. Jeśli to pierwsze, to mnie to nie dotyczy i wolę, żeby tak pozostało. Jeśli to drugie, to też nie chcę mieć z tym nic wspólnego.
Omen: - Nie pomożesz mi?
- Nie w pakowaniu się w kłopoty. Chociaż pewnie już tkwisz w nich po uszy.
Omen: - Co racja, to racja.
Rod chodził z jednego końca pokoju do drugiego. Drapał się po brodzie, udawał zadumę.
- Wspominałeś coś o jakiejś przesyłce…
Przerwał gdyż usłyszał trzask. Spojrzał w górę i znalazł źródło dźwięku. Nie zdążył uskoczyć, ciężka belka ze stropu nie wytrzymała i spadła na wiedźmina.

Szpital w Wyzimie Handlowej słynął ze swej skuteczności na wszystkie królestwa północne. W głównej mierze dzięki mizantropicznemu, chamskiemu, ale genialnemu znachorowi. Miał północne nazwisko: Hałs. Na pewno pisało się je inaczej, ale wymowa była poprawna. Hałs potrafił rozpoznać w porę każdą chorobę. Często bolała go noga, kulał i jego znakiem rozpoznawczym była laska. Znany był też ze swojego zamiłowania do prostytutek i nałogowym zażywaniem Vermillionu, który pomagał mu na ból nogi. Szedł właśnie na zaplecze, by uciąć sobie drzemkę, gdy zaczepiła go jego przełożona – opiekunka szpitala.
- Masz ciekawy przypadek. Przed chwilą przywieźli do nas mężczyznę, który stracił przytomność po tym, jak spadła na niego drewniana bela – powiedziała.
- Dlaczego myślisz, że wezmę ten przypadek?
- Bo to wiedźmin.
Hałs nie powiedział nic, spojrzał tylko na swoją przełożoną z góry i pokuśtykał do swojego gabinetu.
- Weźmiesz ten przypadek? – zawołała za nim.
- Pewnie, muszę od niego wziąć przepis na mutageny. Będąc bezpłodny, zaoszczędzę na kondomach ze zwierzęcych pęcherzy. Poza tym immunitet na choroby też się przyda – rzucił, nie zatrzymując się.
W gabinecie czekali na niego jego pomocnicy: czarnoskóry znachor z Zerrikanii, elfka z Doliny Kwiatów (którą Hałs, nie wiedzieć czemu, nazywał tuzin i jeden), gnom o wielkim nosie i krasnolud, którego nikt nie traktował poważnie z powodu braku brody. Dziwna to była zbieranina, ale byli to najlepsi znachorzy w Temerii. Hałs lubił ich poniżać, a oni tolerowali to, gdyż lubili swoją pracę. Chwilę dyskutowali o nowym pacjencie i rozeszli się.
Gdy Rod się obudził na szpitalnej pryczy, przez chwilę myślał, że nadal śni. Otaczały go kotary z prześcieradeł, a obok pryczy stały dwie piękne kobiety w szpitalnych fartuchach. Jedna była człowiekiem, druga elką.
- Chyba jednak trafiłem do… Valhalii… - rzekł rozmarzony.
- Majaczy – powiedziała elfka.
- Przynajmniej się obudził. Przywieźli go kwadrans temu. Został przygnieciony drewnianą belą. Normalnie powaliłaby niedźwiedzia, ale on przeżył.
Kotary rozsunęły się i do łóżka przykuśtykał Hałs. Rod zerwał się z łóżka.
- O k****! Znachor Hałs! Znam wszystkie opowieści i ballady o panu!
Nie zobaczył już reakcji medyków, ponieważ znowu go zamroczyło. Usnął natychmiast.
- Podajcie mu mieszankę Aetheru i Vitriolu. Zdaje się, że wiedźmin zostanie u nas na obserwacji.
Pragniesz sprawiedliwości, wynajmij wiedźmina.
Grafitti na murze Katedry Prawa Uniwersytetu w Oxenfurcie

Mod Rod - Wujek Dobra Rada [Obrazek: indicatorau7gu4bk6.gif]
01-08-2010, 23:07,
#55
RE: Wiedźmin: Gra Wyobraźni - "Kontynuacja" - opowiadanie w świecie sagi o Wiedźminie
Omen wrócił z Temerii. Rod miał przed sobą jakiś czas kuracji. Mimo, że jego organizm miał niewyobrażalne zdolności do regeneracji, uderzenie było potężne i lekarze woleli nie ryzykować wypuszczenia go zbyt wcześnie.
Dojechał do posiadłości i wszedł do środka. Powitał go krzyk radości Eli. To Aeris zabawiała ją różnymi efektami palenia ziół.
Zielarka została u nich po wypadku Roda. Trochę przekonała się do Omena, podobnie jak i on do niej.
Morderca przywitał się z Tarą i poinformował, że idzie trochę rozpytać się o plotki o łuczniku w mieście.
Dwadzieścia minut później rozglądał się po placu w poszukiwaniu ciekawych osób. I wtedy coś przykuło jego uwagę...
07-08-2010, 22:50, (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07-08-2010, 22:52 przez Aeris.)
#56
RE: Wiedźmin: Gra Wyobraźni - "Kontynuacja" - opowiadanie w świecie sagi o Wiedźminie
Przyszedł wieczór, Aeris znudzona siedzeniem w domu postanowiła zwiedzic okolice. Po wypadku Roda postanowiła zostać u Omena. Wiedziała, że do Wyzimy nie może wrócić, więc postanowiła skorzystać z jego gościnność. Idąc ulicami miasteczka nie zauważyła niczego co mogłoby ją zaciekawić, dopiero na placu jej uwagę przykuło zbiegowisko ludzi. Zaciekawiona podeszła zobaczyć co się tam dzieję. Po chwili zobaczyła Omena z zakrwawionym nożem w ręce i mężczyznę na ziemi.
- Co tu się stało? - zapytała kobietę stojącą obok niej
- Zbir próbował obrabować Wieszakową, tą od stoiska ze śledziami, ale na szczęście pojawił się pan Omen i załatwił bandziora – kobieta splunęła w stronę zwłok. Aeris podeszła do Omena
- No, no, no jaki bohater – powiedziała z uśmiechem
- Idziesz się napić? – zapytał, nic nie wspominając o incydencie
- Jasnę, chociaż dziś piję tylko piwo – roześmiali się oboje.
Po chwili wchodzili już do karczmy „Pod Zbitym Psem” i wtedy Aeris zobaczyła siedzącą w rogu znajomą postać. Pośpiesznie odwróciła twarz.
- Wiesz co – zwróciła się do Omena – Ja się chyba jednak źle czuje, ide do domu – i nie czekając na odpowiedz wyszła z karczmy.
17-08-2010, 21:12,
#57
RE: Wiedźmin: Gra Wyobraźni - "Kontynuacja" - opowiadanie w świecie sagi o Wiedźminie
Dzień chylił się już ku końcowi, słońce pokryło górskie zbocza kolorem soczystej czerwieni. Trójka jeźdźców podróżowała stępa przez iglasty las gęsto pokrywający Góry Smocze. Nietypowa to była kompania, bo gdzież indziej można się było natknąć na elfiego maga, wampirzycę i rycerza śmiejących się i wesołych. Z pozoru jednak wyglądali normalnie, co zmyliło czyhających w zaroślach bandytów. Atak był nagły i niespodziewany. Każda inna grupa podróżnych zostałaby zmasakrowana na miejscu. Cios, unik, pchnięcie, parada, kolejny unik, kopniak w splot słoneczny, sztych. Cieniutka strużka krwi poczęła się wylewać z ust jednego z niedoszłych rabusiów. Tak, to zdecydowanie nie była zwykła kompania.
[Obrazek: Czajnik_69.png]

Czajnik, Gorzałt & Kaleson = Metal Menel's Team[Obrazek: indicatorau7gu4bk6.gif]
17-08-2010, 23:34, (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17-08-2010, 23:35 przez Gorzałt.)
#58
RE: Wiedźmin: Gra Wyobraźni - "Kontynuacja" - opowiadanie w świecie sagi o Wiedźminie
Twierdza wyglądała identycznie tak jak kiedy ją opuścili. Wyglądała jak opuszczona. Nikogo nie był na zewnątrz co jest dość nietypowe dla takich dużych zamków. Jednak wiedźmini nie cieszyli się za bardzo swoją liczebnością. Gorzałt zawahał się. Zastanawiał się czy w czasie w jakim go nie było, a było to sporo dni, jego luba nie postanowiła opuścić twierdzy. Krata u wrót była podniesiona, ale przecież cały czas taka była. Nie martwiło to maga, wręcz przeciwnie, doznał ulgi. Jakby Muire opuszczała zamek na pewno zamknęłaby wszystko co można zamknąć, w tym wrota. Co prawda wrota zamykane są od wewnątrz ale jaki czarodziej nie poradzi sobie z prostym zaklęciem telekinezy? Ale zaraz zaczęły przypływać nowe wątpliwości. Miała co jeść? Miała, przecież myślistwo woli bardziej od magii. Nikt jej nie napadł? .. Kto napada wiedźmińskie twierdze? Liczbę osób które znają położenie można było policzyć na palcach.. no może jeszcze palcach nóg... Ale na pewno jej położenia nie znali bandyci. Poza tym Muire dałaby sobie radę z legionem. Wjechali na dziedziniec. Stuk podków roznosił się echem po całym otoczeniu. Drzwi skrzypnęły lekko. Jeźdźcy zeszli z koni. Gorzałt spojrzał w kierunku wrót które były powoli otwierane. Stała w nich elfka a jej dłonie obejmowały pocisk który już się wyrywał do lotu i uderzenia. Jednak kiedy poznała twarze pozwoliła energii wrócić do ciała po czym rzuciła się biegiem. Mag uśmiechnął się. Kiedy Muire była już blisko rozłożył ramiona i pozwolił... żeby jego luba walnęła go pięścią w policzek.
Muire: GWALHIR! GDZIEŚ TY K*RWA BYŁ?! - wrzasnęła po czym wydała cichy jęk i z płaczem rzuciła się na Gorzałta i przytuliła go.
Mag szybko pozbierał się po tym. Kilka razy mu się to już zdarzyło. Strasznie natomiast nie lubił kiedy zwracała się do niego prawdziwym imieniem, nie korzystał z niego za często. Przedstawiał się imieniem ale zaraz dodawał żeby mówić na niego "Gorzałt". Tylko na bankietach i innych uroczystościach musiał stawać się Gwalhirem. Objął swoją miłość. Przynajmniej nie będzie gadać 2 godziny o tym jaki to jest nieodpowiedzialny. To widział jako jej sporą zaletę.
- Em, tego. - powiedział masując policzek - Wybieramy się do Temerii. I pomyślałem że miło będzie jak z nami pojedziesz, kochanie. - Eryk i Lilly nie uczestnili w dyskusji, starali się nie zwracać uwagi.
Muire spojrzała krytycznie na niego, potem na resztę. Przez chwilę tłoczyły jej się różne myśli w głowie, chwila zastanowienia, argumenty i kontrargumenty...
Muire: Dobra - powiedziała po czym udała się do stajni.
Gorzałt odetchnął. Miał jednak to szczęście. Po chwili elfka wróciła z koniem objuczonym już wszystkim co było potrzebne wraz z odpowiednim ubraniem.
Czajnik: Przecież ona była tylko w... - urwał. Zapomniał, że ma do czynienia z parą magów którzy potrafią wyczarować z powietrza zamek który będzie mógł służyć przez pokolenia. Jeżeli oczywiście owego maga wcześniej szlag nie trafi.
Jak przypuszczał Gorzałt, kiedy wyjeżdżali Muire pozamykała wszystko co się da. Spojrzał przed siebie i na boki. Po lewej jechała elfka, po prawej jechał Eryk mając po swojej prawej stronie Lilly. Teraz to była wręcz zabawna kompania. Czterech jeźdźców apokalipsy. Niszczący wszystko co spotkają na swojej drodze. Srogo współczuć można było bandytom oraz dezerterom szukających okazji do zabijania i gwałcenia. Jeszcze wiele lat później krążyły tu opowieści o czterech bestiach nie znających litości. Cztery bestie które zabiły bez zmęczenia 100 ludzi. I psa. "Nie rozumiem" mówił później Gorzałt "Jeżeli podobno tylu zabiliśmy i nikt nie uchodził z życiem to kto to później opowiadał?"
[Obrazek: FANMADE_Adorable_Fluttershy.gif]
18-08-2010, 18:44,
#59
RE: Wiedźmin: Gra Wyobraźni - "Kontynuacja" - opowiadanie w świecie sagi o Wiedźminie
Wiedźmin jechał z kompanią już kilka dni. W okolicach Slaji, małej mieściny, Malbert znalazł jakieś informacje o swoim bracie. Ruszył bezzwłocznie w tylko mu znanym kierunku. Geralf został sam z Cyvillem. W sumie nie zmieniało to za dużo. Wiedźmin był małomówny. Po otrzymaniu od proroka dość mętnych informacji wiedźmin znał kierunek, w którym uciekały elfy. Cyvill jak się okazało znał się też trochę na tropieniu. Przez pewien czas jechali lasami, lecz szybko wrócili na trakt. kiedy zapadł zmrok, wiedźmin chciał jechać dalej, lecz elf wyperswadował mu to.
Cyvill: - Ty jesteś zdolny do dalszej podróży. Konie nie. A nie możemy ich zmienić, gdyż nie wiemy czy po gdzieś w okolicy jest jakaś stajnia. Elfy też jechały na koniach, więc też będą musiały się zatrzymać.
- Masz racje. Dalej jestem przeciwny postojowi, ale masz racje. Gdy tylko konie trochę wypoczną wracamy na gościniec.
Cyvillowi pomysł drzemki przypadł do gustu. Szczególnie że obolała noga utrudniała zbyt długie utrzymanie jej w strzemieniu. Geralf wziął pierwszą wartę, żeby elf mógł się trochę przespać.
18-08-2010, 20:52,
#60
RE: Wiedźmin: Gra Wyobraźni - "Kontynuacja" - opowiadanie w świecie sagi o Wiedźminie
Wiedźmin westchnął. 3 lata minęły odkąd opuścił twierdzę i udał się na szlak. 3 lata, które nauczyły go wiele o ludziach. 3 lata, które zmieniły go. Ziewnął. Karczma, w której nocował była położona w Lyrii, w wiosce, której nazwy nie pamiętał. I nie miał zamiaru pamiętać. Podniósł odzienie, zaczął się ubierać. Powoli. Rozpamiętując. Pamiętał pół roku spędzone w Nilfgaardzie. Niezbyt udane, niezbyt przyjemne, nie warte zapamiętania pół roku. Ale pamiętał. Ogół. Szczegóły zniknęły w ciemnościach niepamięci. I nie miał im tego za złe. Wstał, rozprostował kości. Potarł bliznę, zaczynającą się cal nad prawą brwią, idącą w dół, przez policzek, kończącej się na wysokości ust. Pamiętał, jak ją zdobył. Pamiętał stary dworek, wystraszonego wójta, wręczającego mu zlecenie. Ludzi, opowiadających ze zgrozą: wilkołak. Tak. A potem ciemność, błysk miecza. I zbutwiałe deski tworzące podłogę.
***
- Zaraza – wiedźmin wyciągnął nogę z dziury, która powstała, gdy drewno pod nogą rozsypało się. Rozejrzał się. Zagnał wilkołaka do starego dworku, zabitego dechami. Z jednym wejściem. Będącym też jedynym wyjściem.
Odetchnął głęboko. Mimo ciemności, widział wszystko doskonale. Poszedł w stronę schodów, wyraźne ślady na zakurzonych schodach wskazały drogę. Wszedł do niedużego pokoiku. Potwór stał przy ścianie, na drugim końcu. Patrzył na niego, dysząc i powarkując.
- Nie martw się. To nie będzie bolało. - podchodził powoli, wyciągając srebrny miecz. - Zrobię to szybko.
Skoczyli ku sobie równocześnie. Vares zawirował, unikając szponów bestii, szybkim zwodem zdobył trochę przestrzeni, ciął, ostrze nie natrafiło na opór. Drań był szybki.
Zawirował, unikając kolejnego ciosu wielkich pazurów. Wilkołak ustawił się idealnie do kontry. Wiedźmin stanął pewnie. Ale nie uderzył. Zbutwiałe deski tworzące podłogę nie wytrzymały ciężaru, rozsypały się.
Potwór wykorzystał okazję. Skoczył tnąc szponami. Przed pierwszym ciosem wiedźmin uchylił się – szpony przejechały mu jednak po twarzy, prawe oko zalała krew. Drugi cios trafił w żebra. Nie poczuł bólu, eliksiry były skuteczne. Korzystając z okazji, że wilkołak jest odsłonięty ciął dwukrotnie. W szyję i pod pachę. Wilkołak niezgrabnie odskoczył, upadł, powoli się podniósł. Błysnęło ostrze, a kudłaty łeb potoczył się po drewnianej podłodze.
- Pieprzony dworek. Żebyś spłonął przy pierwszej okazji.

***
Pamiętał, że miał wtedy sporo szczęścia. Całkiem niedaleko był szpital, w którym była magiczka. Uzdrowicielka. Połatała mu twarz, została tylko długa, cienka i czerwona linia. I pusta sakiewka.
Sprawdził sprzączki przy siodle. Pogoda była ładna. Słonko świeciło, ptaki śpiewały.

***
Słonko świeciło, ptaki śpiewały. A trubadurzy odgrywali kretyńskie scenki, przyprawione sprośnymi piosenkami. Załapał się do tej dziwnej kompanii gdy wędrował do Koviru. Zgodził się towarzyszyć artystom, w roli ochrony. Mimo że postanowił nie zatrudniać się w roli, jak to określał, najemnika, pusta sakiewka i brak prowiantu zmusiły go do zmiany zdania.
Rozłożył się na wozie, ugryzł jabłko. Tempo podróży nie było zawrotne, ale nikt nie narzekał. Trubadurzy czuli się bezpieczni, mając na wozie wiedźmina. Wiedźmin odpoczywał i słuchał.

***
Jechali wtedy ponad miesiąc. Wtedy nauczył się doskonale panować nad twarzą. Wtedy nauczył się nie zdradzać emocji ruchem czy brzmieniem głosu.
Kopyta konia zastukały na kamieniach. Kaer Du'nar. Podjechał do zamkniętej bramy. Nigdy nie zamykali bramy, jedynie wewnętrzne wrota. Nie zastanawiał się nad tym. Obrócił konia, powoli ruszył. Gdzie teraz? Planował odpocząć dzień, dwa w twierdzy, potem wyruszyć na szlak. Tylko gdzie? Redania? Kaedwen? Temeria? Zdecydował się na trzecią opcję. Ruszył wolno. Nie śpieszyło mu się. Schylił się w siodle, splunął.
- No, koniku. Ruszajmy, długa droga przed nami.
[Obrazek: indicatorau7gu4bk6.gif]
Visca el Barca!


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości