13-07-2010, 16:11,
|
|
Geralf
Legendarny Wiedźmin
      
|
Liczba postów: 1,956
Liczba wątków: 8
Dołączył: 05-04-2008
|
|
RE: Wiedźmin: Gra Wyobraźni - "Kontynuacja" - opowiadanie w świecie sagi o Wiedźminie
<Dni mijały szybko od kiedy drużyna się rozpadła. Na początku był popyt na wiedźmiński fach, więc Geralf jeździł od wioski do wioski, z kraju do kraju w poszukiwaniu zleceń. Bestii nie brakowało, więc wiedźmin nie miał problemów z zapewnieniem sobie dobrobytu. Jakieś pół roku po opuszczeniu Kear Du'nar, Geralf osiedlił się w Nilfgardzie. Miał tam już znajomości, więc znalezienie taniego domu, nie było problemem. Przez kolejny rok, wiedźmin głównie pomagał kupcom, którzy płacili za obronę karawan przed wszelakimi "demonami", czy to w zwierzęcej, czy to w ludzkiej postaci. Pewnego razu, gdy pomagał handlarzowi broni przejechał przez trakt w lesie, zaatakowała ich grupa zbirów.>
Herszt: - Oddajcie ładunek, a nic wam się nie stanie.
Zbir: - Ta. Oddajta co mata, to nie zrobiem wom nic.
Handlarz: - Panowie, a nie możemy się jakoś pokojowo dogadać? Na przykład oddam wam wszystkie pieniądze, jakie teraz mam przy sobie, ale zachowam ładunek.
Herszt: - Nic z tego. Mi zależy wyłącznie na ładunku, a moi chłopcy chcą złota.
- Nie męcz się. On i tak niczego nie zrozumie. <Powiedział głos z wnętrza pierwszego wozu.>
Herszt: - Jeżeli jesteś na tyle odważny, żeby obrażać grupę liczącą więcej chłopa od własnej, to wyjdź z wozu i pokaż co potrafisz.
<Wiedźmin wyszedł powoli z tyłu wozu. Zrobił kilka przysiadów, żeby rozprostować kości po dość nie wygodnym posłaniu.>
Herszt: - Pokaż swoja twarz. Lubie patrzeć w oczy tych, których zabijam.
<Wiedźmin podszedł na długość ręki do zbira, i ściągnął z głowy kaptur. Gdy tylko herszt się zorientował, że nie patrzy w oczy człowieka, ale demona odskoczył do tyłu jak poparzony.>
Herszt: - Kim... Czym ty jesteś!?
- Taki elokwentny, a nigdy nie słyszał o wiedźminach?
<Akcja potoczyła się szybko. Jeden ze zbirów skoczył na wiedźmina, ale ten nie miał najmniejszego problemu z uniknięciem pchnięcia. W między czasie zdążył on już wyciągnąć swój miecz i ciął nim w kark jednego ze zbirów. Kolejni zaczęli atakować po kilku na raz, ale to też nie zmieniło dużo. Po chwili został już tylko herszt i ciała zabitych. Nagle Geralf zasłonił głowę ręką, a sekundę później strzała się od niej odbiła.>
Handlarz: - Ale... ale... jak to... wiedźminie?
- <Wiedźmin zdjął rękawicę z prawej ręki i zaczął się jej przyglądać.> Cała tajemnica polega na tym, że tę rękę straciłem już dość dawno. Ale to jest historia, której wolałbym nie pamiętać.
Herszt: - Ale... kto strzelał?
Handlarz: - To nie był nikt z twoich ludzi?
Herszt: - Nie, ale ...
<Zapadła cisza. Herszt padł ze strzałą wbitą w skroń. Nagle na drogę wyszła grupa elfów.>
Elf1: - Wróg?
- Nie. Nie mam wrogich zamiarów. Po prostu chcę bezpiecznie przeprowadzić tę karawanę do pobliskiego miasta. <Geralf wysunął ręce do przodu i wypuścił miecz.>
Elf1: - Widzę że nie kłamiesz wiedźminie. <Powiedział patrząc spokojnie na leżący miecz.>
<Elfy przepuściły karawanę, ale w zamian, chciały żeby Geralf zostawił swoją broń tam, gdzie jest jej miejsce. Wiedźmin tego nie zrozumiał, ale posłuchał się elfów. W zamian za wykonaną pracę, handlarz zaproponował mu wybór nowego miecza. Geralf wybierał długo. Kilka dni sprawdzał wyważenie wszystkich mieczy, potem sprawdzał, czy miecz leży mu w ręce, czy jest odpowiednio twardy i wiele innych rzeczy. I tylko jeden mu odpowiadał. Był to bardzo dziwny miecz. Był lekko wygięty do tyłu, jelec miał bardzo prosty, owinięty sznurkiem. Ale to co było najdziwniejsze, to to że całe ostrze było czarne. Pachniało krwią, mimo iż było nowe. Geralf spojrzał na nie zaciekawiony.>
- Biorę ten.
|
|
13-07-2010, 18:26,
|
|
Omen
Lubię placki i laski xD
    
|
Liczba postów: 309
Liczba wątków: 2
Dołączył: 19-04-2008
|
|
RE: Wiedźmin: Gra Wyobraźni - "Kontynuacja" - opowiadanie w świecie sagi o Wiedźminie
Po rozpadzie drużyny Omen długi czas zastanawiał się co zrobić ze swoim życiem. Wyruszyli na północ Temerii. Morderca pracował tam jakiś czas jako najemnik. Lecz jak to w życiu bywa, szybko musiał opuścić tamte rejony. Wpadł w konfilkt z kilkoma nieodpowiednimi osobami. Nie, nie bał się ich. Martwił się o Tarę i Eli. Zaczęli podróż po znanym im świecie. Odwiedzili takie miasta jak Wyzima, Oxenfurt, Ellander. Nie to nie były wszystkie. Ale trudno byłoby je zliczyć. Po zakończeniu wojaży, wrócili znów do Temerii. Tam osiedli na stałe. Morderca dalej trudnił się najemnictwem. Tara opiekowała się Eli oraz od czasu do czasu pomagała Omenowi. Odwiedzał ich Malbert. Długi czas żyli szczęśliwie. Jak już mówiłem Omen prowadził spokojne życie, o ile można tak nazwać jego pracę. Zatrudniał się jako najemnik. Wykonywał najprzeróżniejsze roboty. Ale nie zabijał dla pieniędzy. Ochraniał konwoje z pieniędzmi, przekonywał ludzi do zmiany poglądów. Mówiąc krótko nie była zawsze to legalna praca. Ale opłacalna. Za pieniądze kupili wraz z Tarą dużą posiadłość na terenie Północnej Temerii. Mieli ogromny ogród, w którym zawsze bawiła się Eli.
Mała poznała dzieciaki z otoczenia. Biegała z nimi całymi dniami po wiosce. Już w tym wieku widać było, że dziewczyna będzie świetną wojowniczką. Miała niesamowity refleks. Dziewczynka była również niewyobrażalnie szybka jak na tak małe dziecko.
Tara opiekowała się Eli. Nie brała stałej pracy. Zarobki Omena pozwalały godnie żyć. Od czasu do czasu pomagała tylko mu z niektórymi zadaniami. Jej głównym zajęciem była Eli oraz opieka nad domem.
Cała grupa często wybierała się na bliższe lub dalsze wycieczki. Poznali mnóstwo osób. Ale nie zatracili kontaktu ze wszystkimi starymi znajomymi. Często pisali z Rodem, Czajnikiem i resztą. Dla większego bezpieczeństwa swój adres podali tylko Malbertowi. Ten czasami do nich wpadał i przynosił różne wieści ze świata jak i podarunki dla małej.
Mówiąc krótko, żyli w błogim spokoju...
|
|
13-07-2010, 20:13,
|
|
Geralf
Legendarny Wiedźmin
      
|
Liczba postów: 1,956
Liczba wątków: 8
Dołączył: 05-04-2008
|
|
RE: Wiedźmin: Gra Wyobraźni - "Kontynuacja" - opowiadanie w świecie sagi o Wiedźminie
<Geralf oswajał się z nowym ostrzem. Było ono całkowicie inne niż, te którego wiedźmin używał dotychczas. Nie mógł go już nosić na plecach, ponieważ jego kształt utrudniał wyciąganie go. Musiał go nosić przy pasie. Po kilku tygodniach się do tego przyzwyczaił.>
***********
<Minęły już dwa lata od kiedy drużyna się rozpadła. Geralf nie mieszkał już w Nilfgardzie. Obecnie przebywał w Rivii. Pracował jako ochroniarz tamtejszej czarodziejki. Mimo iż uważał, że nie jest potrzebny, to nie odmówił pełnej sakiewce, w chwili gdy jego była już pusta. Praca nie była ciężka. Polegała na rewidowaniu wszystkich, którzy wchodzili i wychodzili z dworku. Listę gości zapisywała służka, która była też swoistym "organizatorem" czarodziejki. Rzadko kiedy się zdarzało że wiedźmin musiał wyciągnąć miecz, bądź użyć znaku, żeby odpędzić natręta. Większość to byli starsi panowie bądź panie, którzy chcieli znowu wyglądać jak młodzieniaszki, bądź młodzieńcy, którzy potrzebowali miłosnych eliksirów, by zdobyć ukochaną. Nie stanowiło to żadnego problemu dla wiedźmina, ale dziwiło go to, że to nie czarodziejka, a właśnie owa służka zaoferowała mu pracę. Wiedźmin nawet jeszcze nie widział tej czarodziejki. Na noc wiedźmin mógł zostawać albo w pokojach służby, albo na zewnątrz, gdyż po zmroku dworek był szczelnie zamykany i nie było możliwości się do niego dostać. Geralf rzadko kiedy zostawał w dworku, gdyż całą służbę stanowiły kobiety. Osobiście mu to nie przeszkadzało, ale po prostu czuł się nie swoją, jakby był w jakimiś innym, dziwnym świecie. Nie odpowiadało mu to. Pewnego razu spotkał on jakiegoś staruszka, który miał podobny miecz do tego, który właśnie nosił wiedźmin. Później okazało się, że są to naprawdę stare miecze, które były wykute przez elfy wieki temu. Mimo iż czarny miecz wyglądał na nowy, miał pewnie więcej lat niż nie jeden czarodziej. Dziadek okazał się być po części elfem, nie pół, nawet nie ćwierć, ale krew spiczastouchych w nim płynęła. Dziadek również interesował się owymi mieczami, więc opowiedział dużo o nich. Ten czarny miecz był nazywany 'Shiben' i był on jakby demonicznym ostrzem. Miał on być najwspanialszym orężem jaki kiedykolwiek wykuto, ale w trakcie tworzenia coś się zdarzyło i kowal zginął przebity właśnie tym mieczem.>
********
<Minął kolejny rok od rozłączenia się grupy. Geralf wciąż pracował u czarodziejki, ale już nie jako zwykły ochroniarz, ale jako osobisty stróż. Miał on teraz dużo więcej obowiązków, przez co nawet w nocy mało kiedy wychodził poza dworek. Wiedźmin nie mógł się oprzeć wrażeniu, że czarodziejka ciągle się na niego patrzy. Czuł się, jakby się w nim zakochała. Lecz to nie przeszkadzało mu w wykonywaniu jego obowiązków. Dni mijały i nic się nie działo, coraz mniej ludzi zaczęło przychodzić do czarodziejki i postanowiła ona się przeprowadzić do Temerii. Kiedy cała służba była już spakowana, Geralf poszedł szukać ludzi którzy mogli by pomóc w ochronie karawany. Kiedy znalazł już odpowiednią grupę, wyruszyli w drogę.>
|
|
14-07-2010, 00:09,
|
|
Omen
Lubię placki i laski xD
    
|
Liczba postów: 309
Liczba wątków: 2
Dołączył: 19-04-2008
|
|
RE: Wiedźmin: Gra Wyobraźni - "Kontynuacja" - opowiadanie w świecie sagi o Wiedźminie
Omen: Tara mówiłem Ci, żebyś chowała noże!
Rzadko wściekał się na narzeczoną, ale tym razem miarka się przebrała. Najemnik wyciągnął ostrze ze ściany parenaście centymetrów od jego twarzy. Przedmiot sekundę temu tkwił jeszcze w małej rączce Eli. Dziewczynka miała 6 lat i już całkiem sprawnie posługiwała się większością narzędzi, które służyły do zabijania. A raczej obrony jak jej tłumaczyli rodzice. Oczywiście nie jej normalnymi odmianami. Specjalnie dla Elayne Omen kupił zestawy drewnianych mieczy o różnej budowie oraz kilka sztyletów z materiału jeszcze mało znanego o nazwie plah`stic. Za rok dziecko miało zacząć pobierać nauki u miejscowego łucznika. Właśnie do niego Omen zaraz miał się udać.
Omen: Dobrze, ja wychodzę. Nie czekajcie na mnie z obiadem.
Eli: Tato, tato mogę pójść z tobą?
Omen: Nie kochanie, Tarvis ledwo co zdążył odbudować komodę i łóżko po Twojej ostatniej wizycie.
Rechocząc wyszedł z domu. Skierował się wolnym krokiem w stronę miasta. Ich posiadłość leżała na wzgórzu ponad miastem Terebourgh w Temerii. Było to około dziesięciu minut drogi od centrum. Morderca szedł bardzo wolnym krokiem. Po zboczu biegały tutejsze dzieciaki, które jak do tej pory bardzo się zaprzyjaźniły z Eli. Teraz usłużnie kiwały przed nim głowami. I jakby trochę z przestrachem. Nie wiedział czy to wina jego wyglądu czy tego co robi, ale nie obchodziło go to. Wszedł do miasta. Powolnym krokiem skierował się w stronę miejsca zamieszkania łucznika. Dotarł tam praktycznie od razu. Zapukał do drzwi i otworzył mu sam właściciel.
Tarvis: Omen! Znów szukasz roboty?
Omen: Nie, ale mam do Ciebie ważną sprawę. Właściwie chciałbym cię prosić o przysługę.
Tarvis: Zamieniam się w słuch.
Omen: Jutro ma przyjść do mnie paczka. Niestety nie mogę jej trzymać w domu, bo Eli zajrzy wszędzie. Chciałbym, żebyś ją przechował. Odbiorę ją za trzy dni, bo mniej więcej w takim terminie będę musiał ją dostarczyć to mojego klienta.
Tarvis: Oczywiście nikt nie może wiedzieć o tej paczce?
Omen: I tu jest sedno sprawy. Ma ona pozostać całkowitą tajemnicą. Dochowaj jej, a odwdzięczę się.
Tarvis: Z wielką chęcią.
Omen skinął głową i wyruszył w drogę powrotną.
|
|
14-07-2010, 11:52,
|
|
Geralf
Legendarny Wiedźmin
      
|
Liczba postów: 1,956
Liczba wątków: 8
Dołączył: 05-04-2008
|
|
RE: Wiedźmin: Gra Wyobraźni - "Kontynuacja" - opowiadanie w świecie sagi o Wiedźminie
<Wiedźmin jechał konno obok wozu czarodziejki. Pierwsze dwa dni minęły gładko. Jedynym problem okazało się znalezienie miejsca na postój. Lecz i to zostało szybko rozwiązane przez grupę która sprawdzała teren i raportowała wszystko co dwie godziny. Po trzecim dniu, człowiek składający sprawozdania nie pojawił się. Geralf zaczął rozglądać się uważniej. Zwracał uwagę na wszystko, co choć trochę odstawało od normy kilku poprzednich dni. Nagle z przeciwnej strony nadjechał wóz. Grupa najemników z rekrutowanych przez wiedźmina sprawnie zatrzymała wóz i przeszukała go. Nic w nim nie znaleźli oprócz kilku mieczy i jednej kuszy. Wóz nie miał żadnej ochrony, a prowadzony był przez jednego staruszka, który nawet chcąc, zrobiłby sobie większą krzywdę niż komuś innemu. Najemnicy przepuścili staruszka i pojechali dalej. Każdy zaczynał się robić coraz bardziej nerwowy, oprócz czarodziejki, która postanowiła uciąć sobie drzemkę. Nagle zza drzewa wyleciały trzy strzały prosto w wiedźmina. Geralf wiedząc że nie zdąży odbić wszystkich trzech uderzył Aardem w kierunku strzał. Nagle koń wierzgnął i zrzucił wiedźmina z grzbietu. Spadając, wiedźmin zobaczył strzałę w okolicach serca konia. Nie dało się go już uratować. Koń wybiegł w las, i zniknął za potężnym dębem. Nagle z lasu wyszło trzech elfów, lecz mogło ich być tam dużo więcej.>
- Stać! <Powiedział podnosząc rękę do góry>
Najemnik: - Który waży mi się ruszyć, to premii nie zobaczy!
Elf1: - Mądrze wiedźminie. Dzięki temu możesz uniknąć rozlewu krwi. My chcemy jedynie waszych zapasów. Na niczym innym nam nie zależy.
Najemnik2: - Temerskiej wam nie oddamy! Nasza i tylko nasza!
- Stul pysk jeżeli chcesz jeszcze mieć czym pić temerską! <Powiedział, co zaakcentował splunięciem na ziemię którego nie powstydziłby się krasnolud.>
Elf1: - No to jak będzie? Oddacie po dobroci czy mamy sami sobie wziąć?.
- Oddamy, ale nie radzę wam się zbliżać do wozów. <Wiedźmin wskazał o który wóz dokładnie mu chodziło.> Jeżeli to zrobicie, nie mogę wam zagwarantować, że obędzie się bez rozlewu krwi.
Elf2: - Takiś cwany? To może wystaw swojego najlepszego przeciwko jednemu z nas. Sam możesz wybrać przeciwko któremu. <Elf zaśmiał się głośno, co bardzo rozdrażniło najemników. Gdyby nie to, że mogą stracić część wypłaty, pewnie dawno poszli by w bój.>
- A gdybym powiedział ze to ja jestem tu najlepszy? Dalej byłbyś taki hardy, pół elfie?
Elf2: - Oszty! Takiej zniewagi...
<Nigdy nikt się nie dowiedział o jaką zniewagę chodziło pół elfowi, gdyż jego pełnej krwi towarzysz zdzielił go jelcem przez głowę, przez co zemdlał.>
- Niezbyt to rozważne. Atakować swojego, gdy się kogoś napada.
Elf3: - My nie napadamy. Tylko grzecznie prosimy o oddanie prowiantu. Równie dobrze moglibyśmy zostać w lesie i szyć do was tak długo, aż wszyscy będziecie wyglądać jak szaszłyk i wziąć to co chcemy. Ale patrząc na rozmiar tej karawany, wiem, że ni byłoby to najrozsądniejsze rozwiązanie. Na pewno ktoś zaczął by jej prędzej czy później szukać. Lub ktoś by ją znalazł przez przypadek i powiadomił straże lub kogoś innego. Przez to moglibyśmy wpaść w poważne tarapaty.
- A zabierając nam prowiant, skazując nas na śmierć głodową, myślicie że ujdzie wam to płazem?
Elf3: - Nie umrzecie z głodu. Dzień drogi stąd jest mała mieścina w której możecie kupić więcej prowiantu. A patrząc na rozmiar tej karawany, wiem że was na to stać.
- Punkt dla ciebie. Ale dlaczego sami nie pójdziecie i nie kupie prowiantu?
Elf3: - Rozwiązanie tej zagadki nie jest trudne wiedźminie. Po prostu nas na to nie stać.
- Kolejny punkt dla ciebie elfie. Dobrze. Szkoda dobrych ludzi tylko po to by uratować trochę jadła. Chłopaki! Oddajcie im jedzenie!
Elf1: - A temerska?
- Prosiliście tylko o prowiant.
Elf2: - Ona też się przyda, by ogrzać się w samotną noc, chyba że wolicie oddać nam parę ślicznotek. <Powiedział rozcierając obolałą głowę. Nagle z wozu wychyliła się czarodziejka.> O! Ta która właśnie wyszła z wozu była by idealna.
<Wiedźmin znalazł się około dziesięciu kroków bliżej elfów, z mieczem wycelowanym w pól elfa.>
- Jeszcze jeden taki dowcipny komentarz, a pozbawię cie twojej szpetnej mordy!
<Pół elf chyba się wystraszył. Geralf wiedział dlaczego. Wyraz jego twarzy mógłby wystraszyć nie jednego.>
Elf2: - Dobrze, niech będzie sama temerska.
<Wiedźmin schował miecz i zaczął wyładowywać prowiant. Po chwili najemnicy zaczęli pomagać. Po około godzinie pojawiło się przynajmniej tuzin elfów, a wiedźmin razem z karawaną ruszyli w kierunku najbliższego miasteczka.>
|
|
14-07-2010, 12:54,
|
|
Czajnik
Legendarny Pisarz
      
|
Liczba postów: 1,254
Liczba wątków: 6
Dołączył: 15-02-2008
|
|
RE: Wiedźmin: Gra Wyobraźni - "Kontynuacja" - opowiadanie w świecie sagi o Wiedźminie
Eryk wraz z Lilly po rozpadzie drużyny osiedlili się w górach Amell, niedaleko Riedbrune. Mieszkali tam przez półtora roku, w ciszy i samotności ciesząc się sobą nawzajem i nareszcie mając chwilę spokoju. Trwała ona aż do dnia, w którym do drzwi ich chaty zapukał posłaniec, który przyniósł ze sobą list. Nadawcą był Tankred Thyssen, jak się okazało, obecny władca Koviru po tragicznej śmierci króla Esterada i jego małżonki, Zuleyki. "Sheala nie próżnowała" - pomyślał Czajnik. Z treści listu wynikało, że król Tankred pragnie mieć zaufanego pomocnika i rycerza swego ojca przy boku w pierwszych miesiącach jego rządów. Eryk znał się z wieloma osobistościami tego świata, co mogło się okazać nieocenione. Zastanowiło go, jakim cudem posłaniec znalazł ich tutaj i dlaczego Tankred zdecydował się zatrudniać kogokolwiek do pomocy mimo dobrych stosunków, jakie miał z Czajnikiem. Przypisując to Sheali (tak posłańca jak i sam pomysł) ruszył na północ wraz z ukochaną. Wiedział dobrze, że jeśli odmówi, czarodziejka będzie go nękać tak długo, aż wreszcie się zgodzi.
Na dworze Tankreda Czajnik spędził kolejny rok. Po ciepłym przyjęciu rycerz został rzucony w wir misji dyplomatycznych i służbowych spotkań. Przez ten rok zjeździł cały kontynent, biorąc udział w posiedzeniach, radach i balach. Wszędzie towarzyszyła mu Lilly, która jak na stworzenie pokoniunkcyjne zaszła niezwykle wysoko wśród ludzi.
Po roku służby na dworze Thyssenidów, Czajnik wraz z Lily osiedlili w jego rodzinnym Creyden, gdzie Czajnik zarabiał jako najemnik. Nie mógł się powstrzymać przed wyprawami ze starymi znajomymi z dzieciństwa. Dorobił się trochę dzięki temu fachowi - były to głównie eskorty karawan i łapanie bandytów. Nie zabrakło też potworów, które okazjonalnie nawiedzały królestwo Koviru i Poviss.
Dzięki temu rycerz nie wyszedł z wprawy. Żyło mu się wprost cudownie. Nie zatracił kontaktu ze starymi przyjaciółmi, korespondował z Gorzałtem i Omenem, a Rod wpadał do niego od czasu do czasu, gdy akurat był w okolicy.
Czajnik, Gorzałt & Kaleson = Metal Menel's Team ![[Obrazek: indicatorau7gu4bk6.gif]](http://img177.imageshack.us/img177/9074/indicatorau7gu4bk6.gif)
|
|
14-07-2010, 15:13,
|
|
Omen
Lubię placki i laski xD
    
|
Liczba postów: 309
Liczba wątków: 2
Dołączył: 19-04-2008
|
|
RE: Wiedźmin: Gra Wyobraźni - "Kontynuacja" - opowiadanie w świecie sagi o Wiedźminie
Było ciemno. Omen stał w umówionym miejscu z daleka od ruchu ulicznego. Jego kontakt pojawił się zaraz po północy.
Kontakt: Paczka jest na posterunku milicjantów. Musisz ją odzyskać, a następnie dostarczyć do odbiorcy.
Omen: Miałem ją dostać do ręki!
Kontakt: Zaszły pewne... okoliczności. Niestety wyszło jak wyszło. Wykonaj zadanie, nie możesz się wycofać.
Omen charknął.
Omen: A co? Może mnie zabijesz?
Kontakt: Nie ja. Spójrz za mnie.
Morderca rozejrzał się dokoła. Jego zmutowany wzrok pozwolił mu dostrzec trzech łuczników celujących prosto w niego.
Kontakt: Tak więc, lepiej się postaraj.
Omen pokazał mu zgięty łokieć i odwrócił się. Szybko wbiegł po drabinie i zaczął zmierzać w kierunku posterunku.
|
|
14-07-2010, 22:35,
|
|
Geralf
Legendarny Wiedźmin
      
|
Liczba postów: 1,956
Liczba wątków: 8
Dołączył: 05-04-2008
|
|
RE: Wiedźmin: Gra Wyobraźni - "Kontynuacja" - opowiadanie w świecie sagi o Wiedźminie
<Wiedźmin, przez to że stracił konia, wysłał służkę, która była większa od od większości najemników, powożącą wozem czarodziejki na wóz służby. Sam usadowił się na zydlu i wziął bukłak z wodą. Pociągnął łyka i nagle poczuł czyjąś rękę na swoim ramieniu. Nie wystraszył się, gdyż wiedział że to była czarodziejka.>
- Jak mija ci podróż, pani?
Czarodziejka: - Mam dość tego oficjalnego traktowania. Mam na imię Alma z Dorian.
- Geralf, Geralf z Lyrii. Wiedźmin, ale to już wiesz. <Geralf spojrzał w dół i zauważył ze jego czarna kurtka jest rozcięta na całej długości brzucha. To musiała być jedna ze strzał, którą wystrzeliły elfy. Wiedźmin zaklął szpetnie pod nosem.>
Alma: - Coś się stało?
- Nic czym powinnaś się martwić. Idź się zdrzemnij, bądź zajmij się czymś. Czas ci szybciej minie.
Alma: - Ale ja chcę porozmawiać z tobą. To jest pierwszy raz, gdy tak naprawdę rozmawiamy, a nie tylko na siebie patrzymy.
- No więc o czym chcesz rozmawiać?
<Dzień skończył się dotarciem do małej mieściny, a dość trudnej do wypowiedzenia nazwie. Wszyscy przenocowali w gospodzie. Najemnicy nie narzekali nawet, że alkohol muszą kupić za własne pieniądze. Każdy był zadowolony. Po kolacji, czarodziejka oddała się swoim zwykłym czynnościom. Służki pędziły od kuchni, do łaźni, potem znów do pokoju czarodziejki i tak cały wieczór. Geralf ustawił zmiany warty i poszedł się przejść po mieścinie. Po chwili spaceru znalazł on ławeczkę która była w dobrym stanie i była ustawiona w kierunku płynącej wolno rzeczki. Wiedźmin usiadł, i zaczął rozmyślać o tym co było. O tym, jak Rod, zrobił z niego Dziecko Niespodziankę. O próbie praw, o wszystkich mutacjach jakie przeszedł. O przygodach jakie przeżył. To by się nigdy nie wydarzyło, gdyby nie kilka głupich utopców. Geralf pewnie byłby teraz rybakiem, bądź dalej siedział z matką. Pewnie by już był zeswatany z którąś z córek sąsiada. I co by z tego miał? Gromadkę bachorów? Trochę ziemi, o którą by się ciągle bał, że to zima zniszczy, albo że jakaś banda zechce zrobić sobie duże ognisko. To nie było życie dla Geralfa. Nawet praca dla czarodziejki zaczynała go nużyć. Przed rozpadnięciem się drużyny, prawie cały czas coś się działo. A teraz? Napad dobrotliwych elfów? Strata prowiantu, którego starczyło by na góra dwa dni? Było za spokojnie. Nagle wiedźmin przypomniał sobie też o tych sprawach, które starał się wypchnąć z pamięci. Utrata ręki. Utrata ukochanej. To nie były łatwe lata jego życia. Geralf żałował wielu rzeczy, ale nie tego, że został wiedźminem. Że nosił na szyi medalion z wężem. Że miał ponad ludzki refleks. Że był mutantem. Tego nie żałował.>
|
|
14-07-2010, 23:44,
|
|
Gorzałt
Administrator Forum
      
|
Liczba postów: 666,639
Liczba wątków: 5
Dołączył: 11-08-2008
|
|
RE: Wiedźmin: Gra Wyobraźni - "Kontynuacja" - opowiadanie w świecie sagi o Wiedźminie
Po tym jak zwalczył kaca w wielkiej bitwie pod jadalnią, postanowił wrócić do komnaty w katakumbach twierdzy. Zastał tam, o dziwo magicznego posłańca. Na prawdę, te cholerstwa mnożą się na wielką skalę i pojawiają się niewiadomo skąd.
- Jak Ty tu do cholery wleciałeś? Przecież tu nie ma okien... Proste zaklęcie światła i iluzja okien...
Magiczny Posłaniec miał postać ptaka. Ni to kruk, ni gołąb, wyglądał jak krzyżówka jednego i drugiego.
Posłaniec: Wiadomość od Aerina zza Gór Sinych " Gorzałt, weź lepiej... argh..."
Gorzałt bynajmniej nie wziął lepiej. Przekrzywił tylko głowę zastanawiając się co Aerin znowu odwalił. To, że nie został wygnany za zbytnią inteligencję i chęć do życia zawdzięczał brakiem tego pierwszego. Jego elfia partnerka stała tuż za nim
Muire: Co ten tępak znów zrobił?
- Sam zadaję sobie to pytanie. Więc jest wiele możliwości. Za dużo wypił. Zginął śmiercią tragiczną. Albo w końcu go wygnali. Co prawda znając go to mogło to być w zasadzie wszystko, ale myślę że te trzy są najbardziej podobne. Podejrzewam, że nie długo może do nas zajrzeć
Muire: Szlag. Myślisz że zamaskowanie naszej obecności byłoby nietaktowne?
- Podejrzewam, że tak. Ale nie chmurz się. Może będzie miał wódkę.
|
|
15-07-2010, 13:56,
|
|
Omen
Lubię placki i laski xD
    
|
Liczba postów: 309
Liczba wątków: 2
Dołączył: 19-04-2008
|
|
RE: Wiedźmin: Gra Wyobraźni - "Kontynuacja" - opowiadanie w świecie sagi o Wiedźminie
Dotarł na miejsce. Naciągnął kaptur i założył chustę na twarz. Miecza ze sobą nie miał. Nie chciał zabijać niewinnych milicjantów. Teraz musiał znaleźć drogę wejścia do wewnątrz. Zaczął okrążać budynek. Był on całkiem spory. Na szczęście morderca znał mniej więcej układ pomieszczeń i domyślał się, gdzie może być paczka. Po drugiej stronie znalazł uchylone okno. Niewiele myśląc wskoczył do środka. Usłyszał głosy zbliżających się funkcjonariuszy, więc szybko zanurkował pod biurko. Kiedy przeszli ruszył do następnego pomieszczenia. Jego dach stanowiły belki. Nie chcąc ryzykować najemnik podciągnął się na jedną z nich. Podjął dobrą decyzję. Parę sekund później do pomieszczenia wszedł kolejny milicjant. Omen odetchnął i zaczął przemieszczać się w stronę następnego pokoju. Jeżeli się nie pomylił już w nim powinien być sejf. Zeskoczył na dół i delikatnie otworzył drzwi. Tak, to było to miejsce, tylko pewien problem stanowili drzemiący w nim funkcjonariusze. Morderca wszedł. Paczka była ukryta w skrytce, która tylko potocznie była nazywana sejfem. Omen chwilę pogmerał przy zamku i otworzył skrzynkę. Wziął paczkę i wybiegł. Tu jego szczęście się skończyło. Policjant zauważył go...
|
|
15-07-2010, 17:23,
|
|
Rod
Legenda Forum
      
|
Liczba postów: 7,511
Liczba wątków: 4
Dołączył: 30-06-2009
|
|
RE: Wiedźmin: Gra Wyobraźni - "Kontynuacja" - opowiadanie w świecie sagi o Wiedźminie
Rod obudził się wcześnie. Sądząc po wysokości słońca na niebie, niedawno świtało. Niechętnie wygrzebał się ze starego, skrzypiącego łóżka i naciągnął na siebie koszulę i połatane w paru miejscach spodnie. I tak miał zamiar zrzucić je, gdy tylko znajdzie balię wypełnioną zimną wodą. Nieśpiesznie wyszedł, nie zamykając za sobą ciężkich, drewnianych drzwi. Poczłapał boso korytarzem po zimnej kamiennej posadzce. Na dole nie zastał nikogo, w kominku ogień nie płonął od kilku tygodni. Niedawno skończyła się zima, drużyna rozjechała się w swoje strony gdy tylko śniegi puściły. W Twierdzy został on, Gorzałt i Muire. Nawet Kaleson wyjechał w celu szukania inspiracji do nowych dzieł. Innymi słowy: pojechał uwodzić, pić, jeść, opowiadać sprośne dowcipy i swoje niesamowite przygody, odwiedzać burdele, śpiewać i pakować się kłopoty. Czajnik i Lily pojechali na północ, Omen z "rodziną" gdzieś na zachód. Losem Geralfa i Malberta się nie przejmował. Przekazał młodym wiedźminom całą swoją wiedzę dotyczącą wiedźmińskiego fachu. Byli zahartowani przez liczne przygody, jak wszyscy z drużyny.
W Kaer Du'nar brakowało wielu niezbędnych rzeczy: mięsa, mąki, jakiejś zieleniny. Wiedźmin podrapał się po głowie. Parę dni wcześniej ściął włosy (z powodu upału i potrzeby ich mycia) i ciężko było mu się przyzwyczaić. Ostatni raz krótko ścięty był podczas szkolenia w Kaer Morhen, a było to wiele lat temu.
Po śniadaniu wyszedł na dwór. Słońce zaczynało już grzać, oznaka zbliżającego się lata. Klnąc pod nosem, udał się do kuźni. Stała tam wielka balia wypełniona wodą. Zazwyczaj służyła do hartowania stali, czasem do przepierki, a ostatnio do kąpieli. Pod warunkiem, że kąpiący naniósł sobie czystej wody z pobliskiego jeziora. Rod, zdjął tylko przepoconą już koszulę i wlazł do prowizorycznej wanny. Przy siadaniu, zmiął w ustach przekleństwo. Natrafił pośladkiem na drewnianą kaczkę Gorzałta, którą ten zwykł bawić się w kąpieli. Tłumaczył, że służy mu do magicznych eksperymentów, co oczywiście było bzdurą.
Rod położył się w balii, wystawiając ręce i nogi by ociekały wodą. Wiedźmin powinien być teraz na szlaku. Ogarnęło go jednak lenistwo i wyjazd przekładał z dnia na dzień. Tego ranka, biorąc kąpiel, postanowił, że ruszy następnego dnia. Dotrzymał nałożonego sobie przyrzeczenia. Jak zapowiadał, miał wrócić na zimę. Nie wrócił. Nadał list, w którym krótko opisał swoją sytuację. W Redanii miał dużo roboty, zwykle dobrze płatnej. Z początku pływał ze statkami przewoźniczymi. Wystarczyło, że miał oko na żyrytwy i inne morskie stwory, które się i tak rzadko się pokazywały. Dostawał pokaźną sakiewkę za każdy kurs. Gdy stwierdził, że więcej czasu spędza na jedzeniu, wizytach w oxenfurckich zamtuzach i wygrzewaniu się w słońcu, na deskach pokładu, niż na machaniu mieczem, z powrotem zszedł na ląd.
Nie opłacało mu się wracać do Twierdzy.
Pragniesz sprawiedliwości, wynajmij wiedźmina.
Grafitti na murze Katedry Prawa Uniwersytetu w Oxenfurcie
Mod Rod - Wujek Dobra Rada
|
|
15-07-2010, 18:12,
|
|
Czajnik
Legendarny Pisarz
      
|
Liczba postów: 1,254
Liczba wątków: 6
Dołączył: 15-02-2008
|
|
RE: Wiedźmin: Gra Wyobraźni - "Kontynuacja" - opowiadanie w świecie sagi o Wiedźminie
- Już widać Buinę! Za kwadrans powinniśmy być na miejscu! - rozległ się krzyk gdzieś z przodu, który wyrwał Czajnika ze stanu połowicznego snu, w którym się znajdował. Minęły trzy dni od kiedy wyruszyli z karawaną z Pont Vanis. Cała podróż minęła bez większych problemów, nie licząc małej szajki bandytów, którzy najwyraźniej przeliczyli się swoimi siłami. Mieli nadzieję w dziesięciu przejąc całą karawanę.
Ha! - pomyślał Czajnik - Wystarczyło, że zobaczyli mnie, Rurka i Wolana, by wziąć nogi za pas. Co oni sobie myśleli? Że sześć wozów wyładowanych po brzegi wszelkiej maści towarami nie będzie mieć żadnej ochrony? Pewnie nawet nie wyściubiliby nosa z lasu, gdyby zobaczyli nas wcześniej.
Rycerz i jego dwaj przyjaciele oraz mała grupka najemników w postaci czterech zbrojnych celowo trzymali się tyłów, mając nadzieję na zwabienie takich właśnie bandziorów łatwym łupem. Nic się nie działo od kiedy wyruszyli i mimo myśli o łatwej forsie, nuda zaczynała im się dawać we znaki. Do czasu...
Dotarli nad Buinę. Wszystko wydawało się być w jak najlepszym porządku, póki nie usłyszeli wrzasków i wycia z zachodu. Wkrótce zostali otoczeni ze wszystkich stron.
- *** mać. Piraci.
Czajnik, Gorzałt & Kaleson = Metal Menel's Team ![[Obrazek: indicatorau7gu4bk6.gif]](http://img177.imageshack.us/img177/9074/indicatorau7gu4bk6.gif)
|
|
15-07-2010, 22:03,
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 16-07-2010, 15:50 przez Aeris.)
|
|
Aeris
Lisa Cuddy
  
|
Liczba postów: 75
Liczba wątków: 1
Dołączył: 16-04-2009
|
|
RE: Wiedźmin: Gra Wyobraźni - "Kontynuacja" - opowiadanie w świecie sagi o Wiedźminie
Przez postrzępione czarne chmury przedzierało się delikatne poranne słońce. Aeris wyrwana gwałtownie ze snu przez dwóch awanturujących się wieśniaków wybiegła wściekła przez chate, jej rude włosy sterczały na wszystkie strony.
- Co to ma do cholery znaczyć?! Czy tu nawet wyspać się nie można!?
Wieśniacy gwałtownie odwrócili się w jej stronę ale żaden nie odezwał się nawet słowem.
- No?!Czekam, co to ma znaczyć? – Jej irytacja z każdą chwilą była coraz większa.
- Yyyy…no co paniusia tak się zeźliła na nas, tosz to już szósta godzina, powinna się paniusia cieszyć że ją obudziliśmy bo by cały dzień przespała – wieśniak pokazał swoje dwa ostatnie zęby w głupawym uśmiechu. Aeris zacisnęła pięści.
- Jeszcze raz, która jest godzina? – jej głos drżał lekko
- No…szósta, kur piał już daw… -
- Won! – Ruda przerwała mu gwałtownie, po czym nie czekając na ich reakcje weszła do chaty i trzasnęła drzwiami. Jeszcze nie ta dawno mieszkała sobie spokojnie z ciotką na obrzeżach Wyzimy. Ciotka miejscowa znachorka od małego uczyła ją zielarstwa. Pomimo swojego wybuchowego temperamentu i niespokojnego usposobienia Aeris wiele godzin spędziła cierpliwie ucząc się właściwości wielu roślin, recept na różne maści i mikstury. Już w wieku 11 lat była równie biegła w mieszaniu ziół jak jej ciotka, tyle ze ona nie planowała spocząć na laurach. We wszelkie możliwe sposoby starała się zgłębiać swoją wiedze, a jej ciekawość nie kończyła się na eliksirach miłosnych…W każdym bądź razie w skutek śmierci ciotki i podstępowi znienawidzonego wuja, musiała opuścić dotychczasowe miejsce zamieszkania i zatrzymać się w tej „zapadłej dziurze”. Ciągle wściekła położyła się z powrotem do łóżka.
|
|
|